Rodzice ukryli przede mną,
że jestem przybraną córką. Nigdy nie dowiedzieli się, że poznałam ich tajemnicę
Nowi rodzice natychmiast przenieśli się ze mną do Łodzi, a potem do Skarżyska-Kamiennej, gdzie mieli wielu znajomych. Mieszkaliśmy tam, w małym domku na peryferiach, prawie do końca wojny. Większość czasu spędzałam z mamą, gdyż ojciec pracował poza miastem. Mama była wtedy pogodną osobą, bawiła się ze mną, czytała mi książeczki, śpiewała piosenki. Starała się, mimo wojny, stworzyć szczęśliwy dom. Pamiętam, że przez kilka miesięcy rodzice nie jedli cukru, żeby kupić mi wymarzonego pluszowego misia.
Koniec wojny przywitaliśmy w Łodzi, gdzie mieszkała rodzina polskiej mamy. Tam odbyło się spotkanie, które zaważyło na całym moim życiu. Pojawiła się daleka krewna, Róża W., która upomniała się o mnie w imieniu mieszkającej w Brukseli siostry mojego ojca Stanisława Temersona. Rodzice Otrębscy kochali mnie jak własne dziecko. Udało im się ubłagać ciotkę Różę, żeby nas nie rozdzielała.
W Łodzi miałam prawdziwy dom, mnóstwo przyszywanych cioć i wujków. Byłam otoczona miłością i troską rodziców. Gdy zapadłam na tyfus, mama całymi dniami siedziała przy moim łóżku, czytała mi i trzymała mnie za rękę. Ojciec chodził ze mną na spacery, zabierał na sanki, własnoręcznie zbudował mi domek dla lalek.
Wojenne przeżycia sprawiły, że u mamy ujawniła się psychoza maniakalno-depresyjna. Być może z tego powodu rodzice obawiali się o moje zdrowie. Uważali, że jestem delikatna, o kruchej kondycji psychicznej. Nie chcieli narażać mnie na wstrząs, dlatego ukryli przede mną, że nie jestem ich rodzonym dzieckiem. Rodzina i znajomi znali prawdę, ale nigdy się z tym nie zdradzili. Rodzice utrzymywali kontakt listowny z moimi żydowskimi krewnymi i namawiali mnie wręcz do korespondencji
z nimi. A ja uważałam ich za przyszywane ciotki i wujków.
Prawdę poznałam podczas mojej drugiej wizyty u ciotki
w Brukseli. Miałam wtedy 26 lat. Uszanowałam wolę rodziców — nigdy nie dowiedzieli się, że poznałam ich tajemnicę. I oni, i ja ukryliśmy prawdę — z miłości.