Moi żydowscy rodzice, Moi polscy rodzice
Ocalałam dzięki dwóm moim babciom — żydowskiej i polskiej
Babcie — Norma Wurman i Antonina Kraśnicka — dobrze się znały. Umówiły się, że jeżeli zajdzie taka potrzeba, Antonina zaopiekuje się mną. Jesienią 1942 roku rozpoczęła się likwidacja getta w Bełżycach. We wrześniu kilkuset Żydów wywieziono do obozu na Majdanku, w październiku przeszło siedem tysięcy osób znalazło się w transporcie do Sobiboru. Moi rodzice Tauba i Mordko Rochmanowie z dziećmi (oprócz mnie mieli jeszcze siedmioletnie dziecko) wydostali się z getta i ukrywali w polu, w stogu siana. W grudniu 1942 roku zapukali do drzwi Antoniny Kraśnickiej. Miałam wtedy 11 miesięcy, byłam chora, miałam liczne odmrożenia. Poprosili, by zatrzymała mnie przez kilka dni, żebym wydobrzała, a oni w tym czasie poszukają nowego schronienia.
Cały czas żyłam w ukryciu. Gdy ktoś przychodził, sama chowałam się do szafy
Babcia Antonina mieszkała z córką Natalią Kosko, bezdzietną wdową, która została potem moją mamą. Początkowo Natalia sprzeciwiała się ukrywaniu żydowskiego dziecka, jednak jej matka postawiła na swoim. Obie liczyły, że rodzice przyjdą mnie odebrać, ale mijały tygodnie, a oni się nie pojawili. Natalia bardzo się bała, wiedziała, że ryzykuje życie — w domu było obce niemowlę, bez żadnych dokumentów. Matka przekonała ją, że najlepiej będzie, gdy ochrzci mnie jako swoje dziecko. Zwróciła się o pomoc do proboszcza miejscowej parafii. Dzięki niemu 18 października 1943 roku, gdy zapadł zmrok, odbył się mój chrzest. Zostałam córką Natalii Kosko, wdowy, lat 43 (ksiądz odmłodził mamę o siedem lat, żeby uprawdopodobnić, że jestem jej dzieckiem). Miałam już legalne papiery, ale mama nadal bała się, że ktoś doniesie o nas Niemcom i ukrywała mnie w domu. Ze strachu popijała samogon. Wtedy nauczyła się pić. Babcia Antonina opiekowała się mną jak własną wnuczką. Zmarła w 1944 roku. Po wyzwoleniu mama nie chciała zostać w Bełżycach. Zdecydowała się na wyjazd, gdy zamordowano dwoje ocalałych z Holocaustu Żydów, którzy powrócili do miasta. Obawiała się, że ktoś mnie rozpozna i zrobi nam krzywdę. Wyjechałyśmy na ziemie odzyskane, do Słupska. Mama szyła czapki, które ja wykańczałam, i sprzedawała je na targu. Ledwo wystarczało nam na życie. Miałam jedną sukienkę, którą nosiłam przez cały rok. Mama bardzo dbała, żebym się uczyła. To było dla niej najważniejsze. Mimo trudnych warunków doprowadziła do tego, że skończyłam studia. Nie była wylewna, nie okazywała mi czułości, nie całowała, nie przytulała. Ale bardzo się do mnie przywiązała — mówiła, że dla mnie skoczyłaby w ogień. Bardzo zależało jej, żebym przystąpiła do komunii, a ja oblałam egzamin i przyjęłam ją w późniejszym terminie. Mimo iż w szkole dobrze się uczyłam, nie potrafiłam nauczyć się modlitw na pamięć. Wtedy pierwszy raz w życiu dostałam od niej lanie. W wieku 12 lat zaczęłam domyślać się, że Natalia nie jest moją rodzoną mamą. Wyczuwałam to w jej zachowaniu, chłodzie, sposobie, w jaki mnie traktowała. Zapytałam ją wprost i wtedy powiedziała mi prawdę.
Barbara Lesowska
Ukończyła Wydział Elektroniki na Politechnice Gdańskiej. Zajmowała się nauczaniem matematyki. Należy do Stowarzyszenia „Dzieci Holocaustu” w Polsce. Niedawno, dzięki pomocy córki, odnalazła w Izraelu i USA swoich krewnych. Ma trzy córki i dziesięcioro wnuków.
Rodzice
Natalia Kosko
z d. Kraśnicka
(1892–1974)
Została moją matką w dojrzałym wieku. Nie potrafiła gotować, paliła jak smok, ale była towarzyska, miała poczucie humoru. Miała więcej zalet niż wad.
Tauba Rochman
z d. Wurman
(1907–1942)
Rodzice mieszkali w Bełżycach w województwie lubelskim. Trudnili się handlem, mieli dwa sklepy i kamieniczkę w rynku. Zginęli w 1942 roku. Nie pozostała mi po nich żadna pamiątka.
Antonina
Kraśnicka
(zm. 1944)
Nigdy niczego się nie bała. Przyjęła mnie pod swój dach i otoczyła opieką. Zajmowała się mną do swojej śmierci. Dzięki niej miałam mamę.
Mordko (Motek)
Rochman
(1907–1942)